Czy zdarzyło
Ci się kopać z koniem? Mi niestety tak i to wielokrotnie… I nie było to
przyjemne – po takim starciu często pozostaje jakiś uszczerbek na zdrowiu...
Być może
kiedy to czytasz, zastanawiasz się „Ale o co chodzi? Z jakim koniem? Przecież
to nie jest blog dotyczący jeździectwa ani hodowli zwierząt?!”. Już spieszę z
wyjaśnieniem.
Otóż, drogi
Czytelniku, „kopanie się z koniem” to pewna metafora. Chodzi o sytuacje, w
których często „nakręcamy się”, aby coś zmienić, wpłynąć na czyjeś zachowanie. W
rzeczywistości jednak nasze możliwości są bardzo ograniczone. To jedna z
pułapek w myśleniu, na którą tylko czeka czyhający za rogiem negatywny stres.
Oto przykład
z życia wzięty.
Dworzec
kolejowy, pociąg opóźniony o 60 minut. Na peronie słychać przeróżne komentarze,
w większości negatywne, pod adresem przewoźnika. Pasażerowie w napięciu oczekują na kolejne informacje i już planują wielki protest. Stres, zdenerwowanie, napięcie – to najczęstsze reakcje. A czy tak naprawdę nasze zdenerwowanie coś zmieni? Jak na złość na tablicy widnieje cały czas informacja „opóźniony o około 60 minut”. Gdyby stres pasażerów mógł przyspieszyć przyjazd pociągu, pewnie wszystkie kursowałyby na czas… albo nawet przyjeżdżały wcześniej J
w większości negatywne, pod adresem przewoźnika. Pasażerowie w napięciu oczekują na kolejne informacje i już planują wielki protest. Stres, zdenerwowanie, napięcie – to najczęstsze reakcje. A czy tak naprawdę nasze zdenerwowanie coś zmieni? Jak na złość na tablicy widnieje cały czas informacja „opóźniony o około 60 minut”. Gdyby stres pasażerów mógł przyspieszyć przyjazd pociągu, pewnie wszystkie kursowałyby na czas… albo nawet przyjeżdżały wcześniej J
Odwołany
egzamin, kolejka w sklepie, korki na ulicach, wysokie podatki, niedostarczenie
przesyłki na czas, fatalne ustawy, dobre rady na spotkaniach rodzinnych – takie
przypadki można mnożyć bez liku. Pewnie też możesz dodać kilka sytuacji, w których
pojawił się „koń”, którego w żaden sposób nie dało się pokonać.
Skoro to
niby takie oczywiste, to z jakiego powodu tak często wpadamy w tę pułapkę? Obserwując
siebie i innych (a obserwowanie ludzi to jedno z moich hobby) wydaje mi się, że
ulegamy iluzji sprawstwa. Wychodzimy z założenia, iż wiele rzeczy zależy od
nas, że dzięki naszym staraniom możemy zmienić bieg wydarzeń, cudze
nastawienie, rozwiązać problemy innych itd.
W niektórych
sytuacjach faktycznie nasze działanie przynosi określone rezultaty i warto je
podjąć. Okazuje się jednak, że takich przypadków jest dużo mniej niż nam się
wydaje. To, na co rzeczywiście mamy wpływ, to nastawienie.
Jak nad tym
pracować? Dla mnie kluczem w momencie narastania stresu i niepotrzebnego napięcia
jest myśl STOP i pytanie Na co/kogo mam wpływ w obecnej sytuacji? Jeżeli
odpowiedź brzmi Na siebie, praktykuję
chwilę wyciszenia, liczę do 10 (czasami przydałoby się pewnie do 1000),
przyjmuję sytuację taką, jaka jest i szukam rozwiązania zastępczego zamiast
stresu i niepotrzebnego „nakręcania się”. Czytam książkę czekając na opóźniony
pociąg, delektuję się chwilą spokoju stojąc w korku, uśmiecham się słuchając
wskazówek, jak powinno wyglądać moje życie i … płacę podatki, skoro już są J
Co jeszcze? Dążę także do towarzystwa ludzi, którzy są dalecy od marnowania
dobrej energii tam, gdzie stres jest zbędny i nic nie wnosi.
Czy to
łatwe? Nie, szczególnie płacenie podatków J A tak całkiem serio – jest to wyzwanie,
wymagające wysiłku, jednak moim zdaniem warto je podjąć. Dzięki takiemu
podejściu zyskujemy energię, którą możemy spożytkować na zajęcia, które
przynoszą nam radość i poczucie spełnienia. Jak zacząć? Po prostu… zacząć J
Sytuacji do treningu będzie z pewnością wiele. Trzymam za Ciebie kciuki, drogi
Czytelniku. Powodzenia!